Magiczne sesje zdjęciowe psów. Baśniowe sesje plenerowe. Wyjątkowe sesje kobiece oraz dzieci Fotografia psów, dzieci, kobiet- Kobyłka, Wołomin, Warszawa, Marki, Tłuszcz, Zielonka, Ząbki

Ankieta adopcyjna Tęcza [Fundacja Na Rzecz Zwierząt Adoptuj Uratuj Pokochaj]

 

Imię i Nazwisko: Wiktoria Frelik
Wiek:  25 lat (ur. 1998)
Miasto zamieszkania: Kobyłka (05-230)
Adres e-mail: wiktoriafrelik@gmail.com
Nr telefonu: 607079822 

 

W domu mieszkam z tatą, który nie ma nic przeciwko, ale też nie planuję go aktywnie wprowadzać w życie psa. Ani on nie chce się zajmować psem, ani ja nie chcę, aby aktywnie uczestniczył w jego życiu, więc mamy tutaj zgodę 😉 Wiadomo, mieszkamy w jednym domu, nie ma opcji, aby się nie spotykali. Ja też większość czasu spędzam na górze domu, a on na dole. Nie zamierzam psa puszczać luzem po mieszkaniu czy podwórku gdy mnie nie ma obok, więc w tym przypadku można tatę traktować jak niezależnego współlokatora. Mieszkamy razem, ale ja podejmuje swoje własne, niezależne decyzje. Pies jest tam gdzie ja. Ogólnie to tata lubi psy, ma styczność z różnymi znajomymi, nie ma nic przeciwko, abym ja miała psa, ale zwyczajnie nie chcę być za niego odpowiedzialny co w pełni rozumiem i akceptuje. Wręcz mi to odpowiada. A jeśli Tęcza wyrazi zainteresowanie, na pewno będzie miziana i kochana przez niego. 😉 Jeśli nie — tyle że czasem wpadnie na niego gdy ja będę w domu, bo tego nie da się uniknąć. Standardowo mieszka też z nami moja siostra, ale aktualnie wyjechała na pół roku na Erasmusa.
Już wcześniej z nią rozmawiałam nt. psa i jest bardzo pozytywnie nastawiona, w razie co wiem, że jak wróci, mogę na nią liczyć z pomocą (po uprzednim wyedukowaniu, ale jest podatna na wiedzę 😉 ) Z pewnością będzie chciała uczestniczyć w życiu psa jeśli sam pies też wyrazi na to chęć. Na ten moment jest też mama, ale niedługo się wyprowadza. O niej będzie w jednym z pytań niżej.

Ja, wypełniająca ankietę, która też bierze za psa całą odpowiedzialność. A kim jestem? Miłośniczką psów i fotografii — te dwie rzeczy łączę w życiu zawodowym, bo jestem psim fotografem. Regularnie fotografuje zawody typu agility/obedience, wystawy oraz wykonuje indywidualne psie sesje. Niemniej większość czasu w tej pracy to praca przy komputerze w domowym zaciszu. Na jeden wypad na zawody czy sesję przypada wiele godzin przy biurku. Dodatkowo wykonuje też zdjęcia studyjne w prywatnym studio, które mam na podwórku. W przeszłości miałam też przyjemność współpracować z wolontariuszką ze schroniska w Małych Bożych i przed moim obiektywem przewinęło się prawie 150 psów.

Jak zaczęłam pisać, to wyszedł mi cały esej, ja nie umiem krótko. 
Więc tutaj wrzucam skróconą wersję, a na sam koniec ankiety dorzucę tą pełną gdybyście były zainteresowane. 😉 Chciałabym bardzo adoptować Tęczę. Zacznę od tego, że śmieję się zawsze, że wyznaję "Pudlocentryzm" i jestem "Pudloseksualna". Jak na jakimś wydarzeniu, które fotografuje jest pudel — ja będę zaraz obok, a jeśli właściciel i pies nie mają obiekcji — zaleje danego pieska ogromem miłości, miziania i przytulania. Jak jeżdżę na wystawy, zawsze obiecuję sobie, że "tym razem nie będę obstawiać tylko ringu pudli", a kończy się jak zawsze :D. Od dawna postanowiłam, że w ten czy inny sposób w moim życiu na stałe zagości jakiś pudel, regularnie obserwuje hodowle i rozważam zakup, jednak nadal bije się z własnymi myślami nt. etyczności hodowli nastawionych na zysk i mam tu spory zgrzyt. Tęcza już istnieje i potrzebuje kochającego domu i pracy, coś, co mogę jej oferować, jednocześnie spełniając marzenie o pudlu. Wasz fanpage obserwuje od dawna (i będąc sto procent szczera — głównie dlatego, że czytanie gównoburz pod niektórymi postami to moje guilty pleasure), nie myśląc nawet o żadnej adopcji z wielu powodów. Raz, że zwyczajnie preferuję trochę większe psy (pudla rozważałam z górnych granic miniaturki lub średniego), dwa, że czytając opisy psów, nie czułam, że to jest „ten match”.
cd. na końcu ankiety 😉

Ja, ale proszę, nie dyskwalifikujcie mnie, przeczytajcie dalej! 😉 Uczula mnie konkretny typ sierści psa, na szczęście na pudle nie mam żadnej reakcji.  A nawet gdyby jakaś lekka się pojawiła, nie będzie to dla mnie problem. Reakcję alergiczną mam na wszelkiego rodzaju owczarki i szpice (lub ich odpowiedniki "w typie") Jestem psim fotografem, często przybywam na zawodach/ wystawach gdzie jest mnóstwo psów. 
Z wieloma miałam też styczność podczas indywidualnych sesji. Przy tych, które powodują reakcję alergiczną, jest ona nasilona tylko przy bliższym kontakcie—, w przypadku miziania dłuższego niż chwila mam pewne problemy z oddychaniem + kaszel, ale i tak nie przeszkadza mi to regularnie bywać na tego typu wydarzeniach i czasem wbrew instynktowi głaskać psiaki. Jest to warte chwilowych duszności. Niemniej miałam okazję wy przytulać mnóstwo pudli na tego typu wydarzeniach, wkładać w ich sierść twarz i zupełnie zero reakcji (gdzie przytulanie szczeniaczka borderka już spowodowało trudności z oddychaniem, ale jak poczułam, oddalam go opiekunowi, odsunęłam się na metr/dwa i było już ok, za chwile tarzałam się z pudlem i było wszystko ok, ogólnie na każdym wydarzeniu jak widzę pudla i właściciel nie ma nic przeciwko to jest tulenie się i zero negatywnych reakcji ze strony mojego organizmu) Nawet te psy, które mnie uczulają to, dopóki nie mam z nimi bliskiego kontaktu, jest ok. Nie unikam psów i nie zamierzam. Są sprawy ważne i ważniejsze w życiu. Na alergię są leki 😀

Tak, ale skłaniając się w kierunku pudel/Bichon Frise (w nie też wkładałam nos :D). Nie wykluczam innych ras, ale pewno odpadają szpice ze względu na alergię. Inne do testów. Pewna jestem tylko pudli i bichnów. Głównie jednak zależy mi na Tęczy (zakładając, że obie byśmy się zgrały).

W domu są trzy koty, ale nie mam z nimi dużej styczności, to "ukochane dzieciaczki" mamy i siostry. Raczej nie przebywamy w tych samych pomieszczeniach (oprócz kuchni 😀 ). Dwa to są już kilkunastoletnie staruszki (ale tylko z metryczki, bo trzymają się świetnie), które na nowych domowników spoglądają z jawną pogardą. Zostało to przetestowane na początku 2022 roku gdy przypałętał się do nas młody kotek, który z nami zamieszkał. A dokładniej gruby kotek, który okazał się być około półroczną kotką w ciąży... Została przeprowadzona sterylizacja z aborcją, kicia została zaszczepiona, zaczipowana na mamę i już na stale zamieszkała z nami. Z nią mam najbliższy kontakt (co w tym wypadku oznacza jakikolwiek inny kontakt niż karmienie). Ku mojemu ogromnemu niezadowoleniu została kotem wychodzącym jak dwa większe. Mając już wiedzę i wpływ na rodzinę, starałam się przeforsować, aby nie mogła luzem latać po podwórku (i bóg wie raczy wiedzieć gdzie), ale przegrałam tę batalię. Nie było szans utrzymać jej w domu w momencie gdy pozostałe dwa koty są wychodzące pomimo tego, że udało mi się to wytłumaczyć rodzicom i uzyskać ich aprobatę. Przez 6 lat byłam też w związku z chłopakiem, którego ojciec posiadał yorka ("na sterydach", ewidentnie był z pseudo 🙁 + nadwaga spowodowana bezmyślnym przekarmianiem przez właściciela). Przez te kilka lat bardzo mocno związałam się z tym psiakiem, udało mi się wprowadzić do jego życia regularne spacery (w czasach "przedemną" jego całym ruchem był ogród...) i trochę go wychować. Nie żyłam z nim 24/7 więc pole manewru miałam ograniczone, ale i tak uważam, że sporo udało nam się wypracować. Piesek z łatką "kochany, ale głupiutki" przy odrobinie chęci i pracy okazał się być całkiem rezolutny (no któż by się spodziewał xD). Jak zaczynałam wychodzić z nim na spacery to już na widok szelek dostawał dosłownie pierdolca z ekscytacji (no któż by się spodziewał x2) i założenie mu szelek to był jedne wielki cyrk, trochę pracy i jednak potrafił spokojnie czekać w siad, aż człowiek ubierze siebie i jego. Udało mi się oduczyć go skakania na mnie w ramach dzień dobry, psiak generalnie miał problemy z nadmiarem energii i ekscytacji w niektórych sytuacjach, co jest zrozumiale gdy przez długi czas jedyną osobą, która wychodziła z nim na spacery, bawiła się, pracowała z nim byłam ja. O Felusiu (bo tak ma na imię) mogłabym jeszcze dużo opowiadać, ale znowu rozmijam się z przymiotnikiem "krótko".

Odpowiadając ogólnie i generalizując, pomijając hodowle FCI - obowiązkowo i zero dyskusji. 
Niemniej życie nie jest takie zero jedynkowe i rozumiem, że czasami zdarzają się różne przypadłości dane zwierzęcia i kastracja może być niewskazana, ale to jest już działka weterynarza. Nie mogę wypowiadać się w kwestii, w której nie mam wiedzy, ale to są przypadki skrajne i rzadkie. Gdy nie ma przeciwwskazań medycznych, (stwierdzonych przez rzetelnego wet.), nie widzę argumentu, który miałby być przeciw kastracji. Za to argumentów "za" jest masa i są z mojej perspektywy niepodważalne. A podstawowym jest — rozmnażanie zwierząt poza hodowlami (z tymi hodowlami mam też mieszane uczucia, ale to jest kwestia, którą nadal eksploruje i to nie ten temat 😉 ) jest skrajną głupotą i nieodpowiedzialnością. Bezdomnych psów jest już na tym świecie zdecydowanie za dużo dla osób, które przykładają do tego rękę, powinno być specjalne miejsce w piekle. I jak słyszę/czytam, że ktoś "dopilnuje" to mi się dosłownie słabo robi. Nawet jak pies jest naszym oczkiem w głowie i mamy szczerą chęć uważania i pilnowania etc. to sorry, ale nikt nie jest idealny, w życiu różne rzeczy się dzieją i ryzyko jest zawsze. Szczególnie w przypadku suczek — ciąża i poród obciążają organizm suczki, więc po co narażać ją na coś takiego. A powiedzenie "lepiej zapobiegać niż leczyć" w tej sytuacji pasuje idealnie. Nie wspomniałam jeszcze o przesłankach zdrowotnych, ale czuję, że mogłabym cały esej na ten temat napisać, więc zatrzymam się już tutaj, mój stosunek już widać. 😉

• Czy mieszkasz w domu / mieszkaniu wynajmowanym / własnościowym? W domu własnościowym z ogródkiem. • Czy w przypadku mieszkania w wynajmowanym domu / mieszkaniu właściciel wyraża zgodę na zamieszkanie w nim zwierzęcia? nd. • Czy dom ma porządne, stabilne, szczelne ogrodzenie uniemożliwiające ucieczkę psa? Jak najbardziej. Brama wjazdowa jest na pilot i zdarza się, że ktoś z domowników odjedzie zanim się zamknie, ale nie jest to problemem, bo i tak nie zamierzam puszczać psa luzem po podwórku nie będąc sama obok, lub wiedząc, że w tym czasie ktoś będzie wjeżdżał/wyjeżdżał. • Na którym piętrze znajduje się mieszkanie, czy jest winda? Dom, a nie mieszkanie ale schody też są. Do domu wchodzi się od razu schodami (nie są wysokie ale są) plus sam budynek ma dwa piętra. W domu, jak to w domu windy nie ma.

Jestem nudziarą — domatorką. Moja ulubiona aktywność sportowa to joga, spacery i rower. Zdecydowanie wolę spędzić wieczór z książką/serialem niż wyjść na imprezę. Jako że też pracuje głównie z domu, to właśnie w nim spędzam większość czasu. Moje główne wypady to na zawody/wystawy jako fotograf. Dwa/trzy razy w miesiącu na jeden dzień + sesje plenerowe w lesie. Wyjazdy raz na ruski rok i to raczej w jakieś odludzie, żeby wychillować. Mając psa, możliwość zabrania go ze sobą byłaby priorytetem. Oprócz pracy moim jedynym stałym punktem życia jest teatr amatorski, próby mamy raz w tygodniu, wieczorami + raz na jakiś czas spektakl, wyjazdowe się zdarzają naprawdę rzadko.

Dzień w miarę możliwości podporządkuję psu. Jak wspominałam, większość czasu spędzam w domu. W scenariuszu gdy rano idę na jogę — pobudka odpowiednio wcześniej, aby mieć czas na szybki poranny spacer na załatwienie potrzeb i śniadanie. Na czas mojego wypadu na jogę (1.5h z dojazdem) pies zostaje sam w moim pokoju, mając zapewnioną wodę, w gorące dni z włączoną klimatyzacją. Po powrocie ja zasiadam do kompa na wiele godzin, robiąc przerwy na wspólne zabawy/ćwiczenie sztuczek/mizianko, krótkie wyjścia razem na podwórko etc. Po południu/wieczorem po pracy wspólny długi spacer po lesie/ w okresie ciemności od 15 po oświetlony małych uliczkach w okolicy gdzie ruch jest znikomy. Bez jogi rano dłuższy spacer albo/i też rano. Na pewno w ciągu dnia musi być jeden długi spacer, i krótkie wyjścia na ogródek/szybkie spacerki w okolicy. W dniu gdy wieczorem mam próbę/spektakl oczywiście długi spacer byłby wczesnej/rano. Chciałabym też w plan tygodnia wprowadzić co najmniej jeden pełen trening obedience. Mam też sporo znajomych z psami, będę chciała wprowadzić wspólne spacery/zabawy na ogródku z psami znajomych (tymi, które wiem, że są odpowiednio zsocjalizowane, a właściciel ma głowę na karku. I większą wiedzę niż ja w temacie zapoznawania psów razem etc.)

Tak, obgadałam już to z mamą i siostrą (ona się łapie na to po powrocie z erazmusa). Mama się zadeklarowała, że w razie potrzeby bez problemu zajmie się psiakiem. Po jej przeprowadzce, od początku, regularnie będę odwiedzać ją z psem, aby był przyzwyczajony także do tamtej przestrzeni i mamy. Będę też mamę i psa "trenować" do współpracy ze sobą. Piesek będzie też spędzał z nią czas w przypadku jeśli w weekend mam całodniowe zawody/wystawę. Jak wróci siostra ona też będzie opcją do pomocy w razie potrzeby.

Oczywiście. Myślę, że nawet bez wyraźnych problemów skorzystam ze wsparcia behawiorysty czy jakiegoś szkolenia z psiakiem. Wszystko zależy jak Tęcza by się z czasem odnajdywała i w domu i w większej grupie psów. Chciałabym podjąć się treningu obedience pod okiem instruktora. Na pewno pomocnym będzie też fakt, że jednak obracam się w tym środowisku i mam siatkę znajomych znających się na rzeczy i chętnie udzielą wsparcia w razie potrzeby.

To jest coś, do czego muszę się jeszcze przyuczyć. To, co jest jednym z argumentów przejawiającym "za" Tęczą to fakt, że jest ona nauczona załatwiania się na zewnątrz/podkład i nie trzeba jej tego uczyć od podstaw. Spodziewam się, że na początku mogą zdarzać się wpadki, chociażby spowodowane nowym miejscem, ale to raczej naturalna kolej rzeczy. Na pewno wykluczam jakiekolwiek kary w czy to przy nauce od podstaw, czy przy wpadkach — karcenie nie jest tutaj rozwiązaniem. Ogólnie w żadnej sytuacji karcenie nie jest rozwiązaniem, jestem zwolenniczką opierania współpracy, nauki na pozytywnych bodźcach i nagrodach. Cytując rozmowę z tatą:
T: A co jak Ci nasika lub nasra? W: No to posprzątam. T: No nie posprzątasz tego tak całkiem, to wsiąknie w panele W: No to je wymienię, całe szczęście u mnie są położone prowizorycznie, tanie. [odpuściłam sobie debatę na temat tego wsiąkania i tego ile czasu musiałoby to być niesprzątane, żeby wsiąkło xD]

Wybiegać to się może na ogrodzonym ogródku/terenie. W lesie/na polu zresztą też, na takim fajnym wynalazku, jakim jest "linka treningowa". 😀 Wiem, że sporo ludzi puszcza psa luzem w lesie, nie chcę nikogo oceniać, ale mi się to wydaje mocno nieodpowiedzialne i ryzykowne. Las nie jest próżnią, tam też są inne zwierzęta, ludzi i inne potencjalne niebezpieczeństwa. Wolę dmuchać na zimne. Jeśli chodzi o miasto, w tym wypadku już nie mam problemu z ocenianiem i skomentuje to dwoma słowami "skrajna głupota", i nie podlega to dyskusji ani debacie.

Na ten moment mówię stanowcze nie. Adoptując psa, biorę za niego odpowiedzialność, problemy się rozwiązuję, a nie się ich pozbywa. Pomijam tu oczywiście jakieś ekstremalne przypadki jak poważny wypadek/ choroba, która uniemożliwiałaby mi odpowiednie zajęcie się psem. Jeśli sytuacja naprawdę (!) byłaby podbramkowa i nie byłabym w stanie zapewnić psu odpowiedniej opieki i uwagi — taka decyzja, choć trudna byłaby do rozważenia. Dobro psa na pierwszym miejscu.

Pies przeprowadza się ze mną. Koniec, kropka. Nie ma "ale". Jeśli bym zmieniała miejsce zamieszkania, to na takie gdzie mogę się wprowadzić z psem. Tu nawet nie ma innej opcji czy "skrajnego scenariusza".

Taką, jaką zaleci wet / poprzedni właściciel. Uważam, że moja wiedza nie jest wystarczająca, aby samodzielnie podejmować taką decyzję.

Tak, w razie "W" (którego nie przewiduję, ale życie to życie) mogę też liczyć na wsparcie rodziców, mam też tzw. poduszkę finansową, pracę, sporo pomysłów jak zarobić w razie kryzysu na rynku foto, więc damy radę. 😉

Ogólnie to chciałabym wiedzieć WSZYSTKO o Tęczy, ale wiem, że na to jeszcze nadejdzie czas jeśli przejdę weryfikację.

Najpierw zobaczyłam post o Makbecie i Otello — moje serce pękło, pierwszy impuls, BOŻE MUSZĘ KTÓREGOŚ ADOPTOWAĆ. Zaraz potem głos rozsądku uciszył serduszko, otrzeźwił, skupiłam się na tym jak mogę pomóc zdalnie zostawiając temat do przemyślenia na spokojnie z czasem godząc się myślą, że nawet gdy operacja pójdzie pomyślnie i będą gotowe do adopcji, mój dom prawdopodobnie to nie jest to, co byłoby dla nich najlepsze (wtedy jeszcze nie było ogłoszenia nt. żadnego z nich) Niedługo potem znajoma podesłała mi post jej zaprzyjaźnionej hodowczyni, że pudel z jej hodowli (a raczej właściciel psiaka kupionego u niej) szuka nowego domu dla niego. Zagadałam z hodowczynią, jakie są warunki tej adopcji, i żeby się czegoś o samym psie dowiedzieć, bo w ogłoszeniu za dużo info nie było, więc ciężko podjąć decyzję. Dostałam kontakt to właściciela, wypytałam go, wszystko wydawało się być obiecujące, pies ułożony, powód szukania nowego domu — choroba przewlekła żony i brak czasu przez dzieci. Trochę dziwne, ale ok, umówiłam się na zapoznanie z psem, żeby sprawdzić, czy "kliknie" nam z psiakiem. Czekając na potwierdzenie terminu, dalej rozważałam wszystkie za i przeciw, myśląc o życiu z psem, czy jestem gotowa i tak z dnia na dzień w mojej głowie się wszystko klarował i nabierałam pewności, że jeśli mi z danym psem "kliknie" to tak, jestem gotowa. Już wcześniej dużo czytałam i oglądałam nt. pracy z psami, a w tym momencie to już był jedyny temat, który mnie otaczał, czekałam z wytęsknieniem na termin zapoznania z nadzieję, że będzie ten "match", mając już w głowie wizję wspólnego życia. Niestety po kilku dniach zbywania dostałam info, że jednak pies pójdzie do kogoś z rodziny. 😉 I wizja pękła jak bańka. Postanowiłam czekać i zobaczyć co przyniesie życie. I tak po jakimś czasie wyświetlił mi się post o Tęczy, pudlu średnim, którego szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewałam się ujrzeć u Was. I serce zabiło mi mocniej. Czytam opis i dziwiąc się samej sobie, czuję spokój i pewność, że praca, której potrzebuje Tęcza jest czymś osiągalny, że to nie jest dla mnie problem. I dziwiłam się sama sobie, bo raczej żyłam w przekonaniu, że dla mnie to tylko pies już dobrze zsocjalizowany i ułożony, bo ja „nie dam rady” i się nie nadaje do tego. Ku mojemu zdziwieniu ta praca, której potrzebuje Tęcza nie przeraziła mnie, wręcz przeciwnie. Dała mi takie poczucie misji, nadziei, że możemy to wspólnie wypracować i że jest to możliwe. Poczucie, że to jest praca, na którą jestem gotowa. Zaczęłam wypełniać tą ankietę z myślą, że teraz wypełnię tylko takie najbardziej podstawowe elementy, a nad resztą (w tym to pole) jeszcze się zastanowię, poczekam. A popłynęło to samo. Zaczęłam myśleć i pisać i to poczucie pewności się we mnie ugruntowało. Jestem daleka od kierowania się w życiu przeczuciami, wiarą w przeznaczenie i trochę nie wierzę w to co piszę, ale jak takie uczucia i emocje się pojawiły to je też chcę Wam przekazać. Nie nastawiam się na sto procent, że będziemy z Tęczą teamem, to wszystko to są moje subiektywne odczucia i wizja, jestem świadoma, że jeśli (!) doszłoby już do spotkania zapoznawczego zwyczajni może to nie kliknąć, że Tęcza jest żywym stworzeniem i nie wiadomo jak na mnie zareaguje, czy się chociaż minimalnie „poczujemy”, ale ważne jest dla mnie, że poczułam, że jest na to szansa i, że jestem gotowa na pracę nawet jeśli będzie daleka od mojej wizji, bo to jednak żywe stworzenie. 😉

Poprzez wysłanie ankiety adopcyjnej wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych zawartych w ankiecie adopcyjnej dla potrzeb niezbędnych do realizacji procesu adopcyjnego zgodnie z ustawą z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (dz.u. 1997 nr 133 poz. 883 z późn. zm.).